piątek, 22 lutego 2013

Malinowa radość

Jest zima i jest zimno. Taka logika przyrody. Ponieważ jednak mam w naturze strach przed bielą, choć ostatnio się to zmienia, to moje swetry są zazwyczaj kolorowe, co czasami kończy się dla mnie fatalnie, bo szary, biały, czarny nie rzuca się w oczy a żółty na tle szarej gromady przyszłych belferek robi jednak wrażenie, niestety słowa wypływające z ust właścicielki żółtego wdzianka robią wrażenie równie piorunujące.Ale może dość o moich erystycznych wyczynach, które po prostu sprawiają mi same problemy.
Sweter czerwony na ubarwienie zimy. Włóczka z odzysku, zrobiony na podstawie wzoru tego swetra, tylko dekolt jest nieco pogłębiony i ozdobiony ściągaczem. Wyszedł nieco krótszy, sama nie wiem dlaczego jest taka widoczna różnica w rozmiarze. Nie wiem jaki jest dokładnie kolor tego swetra, może mi ktoś pomoże, bo ja uważam, że malinowy, mama mówi, że to nie jest malinowy, tylko czerwony, ale znowu to nie jest taki czerwony jak pomidor albo truskawka, tylko taki przybrudzony, taki złamany czerwony.


Kiedy patrzyłam na to kolorowe zdjęcie na komputerze stwierdziłam, że pewnie ładnie wyglądałoby jako sepia. Ale wtedy nie widzielibyście tego koloru... Więc są dwa zdjęcia. Tylko, bo sweter ładnie widać. Wzór jest moim zdaniem wystarczająco wyeksponowany.



Wygląda tak ładnie w tej tonacji, że zastanawiam się czemu nie zrobiłam go w kolorze brązowym albo szarym.
Kiedy patrzę na te zdjęcia uświadamiam sobie swoją bladość, w sensie karnacji. Jestem naturalną brunetką, włosy przefarbowałam na czarno, kiedy byłam latem lekko opalona. Żałuję, że nie mam błękitnych tęczówek, bo wyglądałabym jak Królewna Śnieżka. Chociaż mówiąc szczerze denerwuje mnie ta baśń i bardzo jej nie lubię, nawet u Disneya. A propos baśni, ostatnio uświadomiłam mądrym dorosłym, że utwory Andersena nie są dla dzieci. Mało która kończy się szczęśliwie.
- Która się nie kończy szczęśliwie?
- Świniopas. On się nie kończy jakoś tragicznie, ale nie jest to zakończenie wesołe.
- Ale jak się kończy.
- Nie ma ślubu i nie żyją długo i szczęśliwie, a może żyją, tylko, że nie razem.
- To jedno. A inne?
- Dzielny ołowiany żołnierzyk, Choinka.
- Nie ma takiej bajki.
- Jest taka bajka. O choince. Przeciw wycinaniu drzewek na Boże Narodzenie. Oni ją palą na koniec.
- A Mała Syrenka?
- To to już jest w ogóle tragiczne. Nie dość, że niemowa, że ją ten księciuniu ma gdzieś, to się jeszcze zamienia w morską pianę bez szans na zmartwychwstanie.
Także wybór literatury wymaga od dorosłych wielkiej rozwagi i jak zwykł mawiać ojciec wykładowczyni z matematyki: dzieci byle czego nie przyjmą. Ale to przecież temat na zupełnie inny wpis.
Pozdrowienia czerwone jak jabłuszko i gorące jak bułki z supermarketu :)