środa, 15 sierpnia 2012

Romantic blue marine

Koronka, koronka. Uwielbiam koronki. Są bardzo kobiece, zwiewne i lekkie. Dziś w wersji może nieco wieczorowej, ale myślę, że sprawdzi się również podczas mile spędzonego popołudnia, pod warunkiem oczywiście, że ma się go z kim spedzać. Choć samotnie spędzane popułudnia też mają swój urok, zdąrzyłam się przyzwyczaić.
Chciałam taką sukienkę, ale jak wiadomo za ubrania trzeba czasem płacić, a przyznam szczerze, że kwota na metce w sklepie, która była przyczepiona do obiektu moich westchnień zniechęciła mnie skutecznie do jego zakupu. Wymyśliłam za to plan na granicy geniuszu. Stwierdziłam, że zakup czegoś takiego w lumpeksie wyjdzie mnie taniej. Tu musiałam stawić czoła brutalnej rzeczywistości, więc obmyśliłam plan...
Kupiłam jeden, za duży na mnie, koronkowy komplet z halką oraz gumkę. Nieco skróciłam spódnicę i bluzkę, a także ramiona halki. Zawsze frapuje mnie wybór wysokości rombka. Nie chciałam, żeby była za długa, bo wyglądałaby "babciowo", jak ja to mówię, ale też nie za krótka, bo źle bym się w niej czuła. Oczywiście zaczęłam na nią "pracować" zanim rozbiłam się na rowerze, więc nie przewidziałam, że sukienka powinna zasłaniać kolana. Ale cóż los płata nam nie takie figle.



Bluzkę zszyłam, żeby się nie rozpinała, bo nie jest mi to potrzebne i przyszyłam do spódnicy.
Naszyłam tunelik i wciągnęłam gumkę.



Zawsze kiedyś coś przerabiam albo szyję zastanawiam się czy to na pewno się opłaca, czy będę potem w tym chodzić, bo nie ma możliwości przymierzenia czegoś wcześniej,. Jest jakaś wizja, ewentualnie poprawki, ale co się stanie jak efekt końcowy nie będzie taki, jak zamierzałam albo nie będzie to po prostu do mnie pasować. Jeszcze nie opracowałam odpowiedniego systemu selekcji pomysłów, choć powoli taki powstaje. Ta sukienka jest akurat strzałem w dziesiątkę i na pewno będę w niej chodzić.
Łatwe i właśnie w swej prostocie genialne. Idealne ubranie na pierwszą randkę... Ale to nie znaczy, że nie będę w nim chodzić, skoro pierwsze randkowanie już za mną... Choć jeszcze nic nie wiadomo. Granatowy kolor sukienki przełamałam czerwonym paskiem. Nawet paznokcie sobie pomalowałam na czerwono, pod kolor tego paska i patrząc na siebie z ironicznym półuśmiechem pytam: po co to wszystko. Po nic. I z tym jakże optymistycznym przekazem was dzisiaj pozostawiam. Bo czy wszystko musi być po "coś". Jak widać rzeczy robione po "nic" też mogą wyglądać atrakcyjnie.

A niech tam, króciutka lista:
Sukienka: by Nina
Pasek: sh
Kolczyki: by Nina