Na pierwszy ogień:
Kimonowy sweterek. Z kupnem tej włóczki było nie co zamieszania:
Mistrz Pan i Władca szydełka kompromituje ekspedientkę przy
zakupie włóczki:
- Poproszę tę szmaragdową.
- Ta?
- Nie, to jest granatowa. Ta obok.
- Ta?
- Nie dżinsowa tylko ta z drugiej strony.
- Ta zielona? Ale ona nie jest czerwona.
- Ja powiedziałam że szmaragdowy, a nie bordowy...
Potem jednak zdecydowałam się dżinsowy kolor (oczywiście pani myślała, że to musztardowy).
Wzór zaczerpnięty ze starej maminej książki o robótkach. Powiem szczerze, że choć modele w tej publikacji bardzo mi się podobają, są bardzo praktyczne, to jednak rozczytywanie instrukcji daje mi ostro popalić, bo prostu jest jakiś słabo dla mnie zrozumiały. Jest po polsku, ale jakoś nie umiem się w tym połapać.
Oczywiście i tym razem nie obyło się bez żmudnego prucia. Jestem po prostu przyzwyczajona do innego sposobu opisu i nie umiem się przestawić. Zwłaszcza na początku, w końcu jednak dochodze metodą prób i błędów do prawidłowego rozwiązania.
A to wynik tych twórczych poszukiwań:
Ostania dziś pojawi się koszula w kwiatuszki. Uszyta również na podstawie wykroju z Burdy, nr 5/ 2010. Już troszkę czasu minęło odkąd powstał pomysł jej uszycia, szyła się prawie rok, także nie bierzcie ze mnie przykładu. Ale nie znudziła mi się przez ten czas, więc została dokończona. Myślę, że i ona pojawi się jeszcze kiedyś na blogu.
To na dziś koniec prezentacji. Do zobaczenia następnym razem.